Skoro pogoda zaczyna wreszcie współpracowac z kalendarzem, najlepiej uczcić to napojem który osłodzi pierwsze cieplejsze dni. Nie od dziś jest jasne, że najlepiej – dla zdrowia i dla portfela, jest wykorzystywać w kuchni produkty sezonowe. Nie zaraz na początku sezonu, bo wiadomo, ze najlepszą dźwignią handlu jest zdzieranie skóry ze spragnionych świeżych owoców i warzyw konsumentów – ale tuż po tym, gdy zaczną pojawiać się na targach.
Wiosną wiadomo, doczekać się już człowiek nie może na pierwsze owoce i warzywa a po ubiegłorocznych przetworach, które miały wystarczyć na całą zimę już w grudniu pozostało tylko wspomnienie.
Zanim na dobre rozpocznie się jednak okres na truskawki, agrest i w ogóle wszystkie wyczekane dary lata, natura na pierwszy rzut daje nam niepozorne łodygi rabarbaru. Przez dlugi czas nieco w Polsce zapomniany, od kilku lat rabarbar zdaje się znowu wracać do łask. W głównej mierze – w deserach. Wygląda w ogóle na to, że o rabarbarze przypomnieć nam musiała zagranica. Ciasta, placki, konfitury z rabarbaru od lat na zachodzie cieszą się ogromnym powodzeniem. U nas również tymczasem był składnikiem od lat dość powszechnie wykorzystywanym, choć cenionym jednak nieco mniej od takiego na przykład agrestu. Dziś będzie zatem o kompocie.
O kompocie trochę oszukanym, bo stosując się do nazewnictwa jeszcze sprzed wojny mamy do czynienia po prostu z … napojem z rabarbaru, a nie z żadnym kompotem. Jako pełnoprawny kompot bowiem określano wówczas lekko rozgotowane – tak na gęsto – owoce z sokiem, podawane w specjalnie do tego przeznaczonej miseczce – kompotierce. Zwłaszcza popularne były tzw. kompoty witaminowe, czyli takie, których się długo nie gotowało lub w ogóle po wrzuceniu na syrop cukrowy od razu zdejmowało z ognia i pod przykryciem mikstura “dochodziła”.
Wracając jednak do naszego napoju, bo kompotu opisanego powyżej raczej nikomu dla ochłody nie ma sensu serwować, można taki przygotować dosłownie w chwilę a świetnie zastąpi wszelkie napoje z puszek, na które skusić by nas mogło coraz śmielej wyglądające zza chmur słońce. Można oczywiście wypić kompot jeszcze ciepły, na przykład do obiadu, ale moim zdaniem najlepiej smakuje z kostkami lodu – na werandzie, koniecznie w miłym towarzystwie! Można go też zapasteryzować – kto przezornemu zabroni! Tym bardziej, że do kompotu rabarbar nadaje się jak mało co – nie jest zbyt slodki, nawet nieco cierpki, wspaniale orzeźwiający. No i ten kolor!
- 0,5 kg łodyg rabarbaru
- 1 l wody
- cukier do smaku
- Wodę zagotować. Z rabarbaru usunąć liście, łodygi umyć i pokroić na niewielkie kawałki. Idealnie byłoby celować w 2 cm, ale wiadomo, że nikt z linijką kompotu nie robi.
- Do wrzącej wody dodać kawałki rabarbaru, ugotować na silnym ogniu pod przykryciem aż łodygi całkowicie się rozgotują. Dosłodzić do smaku.
- Odstawić do ostudzenia - napój dodatkowo zyska na smaku i kolorze.
- Gotowy kompot przecedzić przez sitko.Podawać na ciepło lub schłodzony z kostkami lodu.
3 komentarze
Aga
27 maja, 2017 at 20:42Dzisiaj ugotowałam i wyszedł przepyszny! Naprawdę czuć ten rabarbar :)
Apetyt na Smaka
29 maja, 2017 at 14:19Ostatnio stale pije mrożoną kawę, ale chyba czas się przerzucić na owocowe smaki i spróbować tego kompotu :)
Kasia
30 czerwca, 2017 at 05:53Jak ja dawno nie piłam kompotu, narobiłaś mi smaka na taki kompocik z rabarbaru. Pozdrawiam serdecznie