Dzisiejszy wpis jest kolejnym z cyklu o zapomnianych warzywach, które przed wojną regularnie pojawiały się na stołach i to wcale nie w charakterze wykwintnej egzotyki kulinarnej, a zwykłego posiłku. W rozpatrywanym dziś przypadku o rzeczonym “zapomnieniu” mówić można zresztą jedynie w kontekście szerszej świadomości społecznej, bo różne dania z udziałem topinamburu coraz częściej urozmaicają restauracyjne karty dań, zapewne również ze względu na budzącą ciekawość klienteli nazwę.
Gdyby tak jednak przenieść się w czasie, a może nawet lepiej – przenieść w czasie jakąś prowadzącą dom kobietę z początków XX wieku i posadzić ją w tej naszej współczesnej restauracji to z całą pewnością ten akurat element posiłku nie byłby dla niej żadną egzotyką. Ba! Zdziwiłaby się raczej, że szanująca się restauracja serwuje gościom pospolite … bulwy, bo taką nazwą określano powszechnie przed wojną to warzywo (choć w kilku źródłach natknęłam się również na nazwę topinambur). W Polsce pojawiły się w XVII wieku, choć z początku nie cieszyły się szczególnym uznaniem, zwłaszcza wśród zamożniejszych części społeczeństwa.
W książce „Opis obyczajów i zwyczajów za króla Augusta III” z 1840 r. przeczytać można na przykład wzmiankę o spożyciu bulw, przed upowszechnieniem się uprawy ziemniaków. „Smak mają ten sam, co kartofle, ale odór przeraźliwy, podobny do pluskwy” pisał Jędrzej Kitowicz. Choć zapach mają istotnie specyficzny, natychmiast prostuję, że wcale nie jest nieprzyjemny! Wyjaśnienie jest jedno – albo z moim węchem, albo z dawniejszymi topinamburami coś było nie tak. No chyba, że nam gusta ewoluowały – sami oceńcie. Wraz z popularyzacją ziemniaka, spożycie bulw jednak stopniowo malało. I tak, podczas gdy w 1913 roku spotkać można było o nich wzmianki, że
“są bardzo smaczną, delikatną i tanią jarzyną, którą z łatwością można dostać na targu od jesieni do wiosny”
tak już w połowie lat 20. w jednym z czasopism przeczytać można było:
“bulwa włoska (topinambur), której po wsiach, pod płotami rośnie tyle, że ją za niedające się wyplenić zielsko uważają i w najlepszym razie świnie nią tuczą. Smak ma wyborny, do bardzo delikatnego kalafjora zbliżony i daje się przyrządzać wszelkiemi sposobami, stosowanemi do kalafiorów, osmażana zaś na fryturze, utarzana najpierw w mące, jajku i bułeczce, może być podana największym grymaśnikom. Kultura jej jest tak łatwa, że powinna być na rynkach w jednej cenie z kartoflami – tymczasem jest jej niedużo i jest względnie droga, około złotego kilo, bo podobno mało jej żądają, więc sprowadzać i trzymać się jej nie opłaca […]”

Handel uliczny w Krakowie, 1931 r
Jak sami widzicie, bulwy już przed wojną były warzywem zagadkowym – dla jednych delikatne i smaczne, dla innych nie powalające smakiem. Dla jednych tanie i szeroko dostępne w handlu, dla drugich drogie. A dziś? Dziś też pewnie wszystko zależy od źródła. Na porządnym bazarku, bulwy dostać można, choć czasem próbują skórę z człowieka zedrzeć za tę odkrytą na nowo jarzynkę. Topinambur pojawia się także czasem i w sklepach. I jeśli się na takie cudo człowiek natknie, w rozsądnej cenie – zdecydowanie zachęcam do zakupu, choćby niewielkiej ilości – dla smaku. Bo smak topinambur ma zupełnie nietuzinkowy. Trochę to bowiem jak ziemniak, ale chyba bardziej jak kalafior, a może nawet i karczoch. Moim zdaniem – smaczne i cudownie urozmaicające codzienny posiłek. Podawać topinambur można na kilka sposobów – pieczony, pokrojony w plasterki i obsmażony na patelni, duszony w bulionie, pokrojony w połówki i panierowany w jajku i bułce tartej. Mnie najbardziej posmakował w nieco wykwintniejszej wersji – “au gratin“. No sami przyznacie, że można zadać szyku już oznajmiając rodzinie, że dodatkiem do obiadu, czy kolacją będzie dziś topinambur au gratin! Tymczasem drogie Panie robota przy tym żadna – danie robi się w piekarniku zupełnie bez naszej ingerencji a wygląda i pachnie tak, że tylko chwytać za widelce! Jeśli spróbujecie, napiszcie koniecznie jak Wam smakowało!
- 600-700 g topinamburu
- ok 250 ml śmietanki do zup i sosów
- ok 100 ml rosołu lub wywaru z warzyw
- łyżeczka mąki
- ok 30 g tartego parmezanu (lub innego sera)
- 2 łyżki bułki tartej
- 20g masła
- sól, pieprz, tymianek lub gałka muszkatołowa, czosnek
- opcjonalnie: por, boczek
- Bulwy topinamburu umyć, obrać i wrzucać do zimnej wody by zapobiec ciemnieniu. Piekarnik nagrzać do 200 C.
- Topinambur podgotować w osolonej wodzie, ok 15-20 minut, następnie ostudzić. Pokroić w plasterki i układać warstwami w wysmarowanym masłem naczyniu do zapiekania, przesypując parmezanem, czosnkiem i przyprawami. Opcjonalnie, do gratin dodać można również podsmażone plasterki pora i boczek.
- Rosół zmieszać ze śmietanką, wymieszać dokładnie z mąką by nie było grudek. Zalać warstwy topinamburu i na wierzchu całość posypać bułką tartą i parmezanem lub innym serem. Zapiekać w piekarniku (200 C) ok 20 minut aż wierzch ładnie się zrumieni.

No i sami powiedzcie, czy nazwa “bulwy” nie wydaje Wam się bardziej pasować do tej niepozornej jarzynki?
Po obraniu, najlepiej jest wrzucić je do zimnej wody by nie zaczęły ciemnieć.
Zapieczone w śmietanowo-serowej otoczce smakują naprawdę wybornie i w przeciwieństwie do choćby właśnie ziemniaków, topinabur nawet po obgotowaniu i upieczeniu wciąż zachowuje jędrność i wyraźną strukturę.
Wspaniała i nietuzinkowa potrawa z jarzyn! Szczerze polecam jeśli zobaczycie bulwy kiedyś na targu. Koniecznie napiszcie potem jak Wam smakowało!
3 komentarze
Anerka
22 marca, 2018 at 17:00Ja mam topinambur w swoim ogródku. Robię różne potrawy od kilku lat. Lubię dodać czegoś kwaskowego. Eksperymentuję ,ostatnio np. do podsmażonego po uprzednim 10 minutowym gotowaniu i pokrojeniu w plasterki dodałam pomidory suszone razem z odrainą oliwy z zalewy i podsmażyłam na payelni. Pycha.
Anerka
22 marca, 2018 at 17:12Przepraszam za błędy, miało być oczywiście “z odrobiną oliwy” i ”posmażyłam na patelni”. Dodam jeszcze, że używam także zamiast cytryny do herbaty, Polecam topinambur cukrzykom i nie tylko. Warto zgłębić temat.
gdzie dobrze zjeść w Warszawie
24 kwietnia, 2018 at 07:16Dobra, muszę przyznać, że jest w wielkim szoku. Co to za mała, pokrzywiona bulwa? U mnie w okolicy chyba tego nie sprzedają, ale nazwa znajoma. Aaa, jadłam w knajpie https://restauracjaakademia.pl rybkę na puree z tego czegoś. Rzeczywiście dobre. W Akademii lubią wynajdywać takie ciekawe rzeczy. Przekonali mnie do tego warzywa, ale chyba będę musiała do nich wrócić, bo w sklepie nigdy w życiu tego nie widziałam. xD