W dzisiejszej, zabieganej rzeczywistości mało kto zawraca sobie jeszcze głowę przygotowywaniem domowych wędlin, pasztetów czy mięs – takie przekonanie zdaje się pokutować w naszej świadomości. Wszystko niby można przecież kupić w sklepie, choć i tak przy konsumpcji każdy sobie ponarzeka pod nosem, że jakość tych wyrobów już nie ta. Ale właśnie, “nie ta” co kiedy? W jednym z poradników z 1926 r. natknęłam się na takie informacje, które tym bardziej skłoniły mnie do refleksji nad tym, jak niewiele w świecie i przede wszystkim – w życiu codziennym kobiet się zmienia. Większość domów dawniej, jak i my dzisiaj – wędliny i inne wyroby kupowała, zobaczcie jakie zależności obowiązywały jednak w tym zakresie pod kątem geograficznym.
Któż robi dzisiaj wędliny domowe? – powie niejedna z moich stałych czytelniczek. – Przecież nawet na wsi dzisiaj sprowadza się masarza, który szlachtuje sztukę i przerabia ją na wędliny i tak zwane wyroby.(…) W użytkowaniu wieprzy są dwa różne systemy. Była Kongresówka przeważnie wykarmia przez rok cały po kilka sztuk kolejno: – część idzie na sprzedaż, a część, w miarę potrzeby, używa się na dom. Stąd przeważnie używa się słoniny mało solonej, szynek zaledwie lekko wędzonych, przeznaczonych na gotowanie, kiełbas i polędwic mało wędzonych , typu zbliżonego do miejskich wyrobów masarskich. Inaczej rzecz się ma na Kresach. Kresy Wschodnie, Wołyń, Małopolska, a poniekąd też Wielkopolska i Pomorze, wyrabiają wędliny trwałe, dające się konserwować. Robią je zwykle w większych ilościach, w miesiącach zimowych, kiedy niema much i innego robactwa, mogącego zepsuć całe zapasy. Najtrwalsze, najbardziej cenione wędliny pochodzą z Kresów Wschodnich; są one znane w handlu pod nazwą wędlin litewskich. (…) Starannie przyrządzone w domu [wyrobu masarskie], będą miały smak wykwintniejszy od hurtowo fabrykowanych.
E. Kiewnarska, Wędliny domowe: solenie, wędzenie i marynowanie mięsiwa, 1926
Kwestią otwartą i wówczas i dziś pozostaje oczywiście to, czy domowe przygotowywanie takich wyrobów w ogóle nam się opłaci, zwłaszcza, że mało kto ma przecież w ogóle dostęp do wędzarni. Również spożycie mięs zdaje się już nie takie jak dawniej – nie przyjmujemy gości czy rodziny przy tak suto zastawionym jak kiedyś stole. I choć nie porwałam się jeszcze na samodzielny wyrób kiełbas czy wędzonych szynek, spróbowałam najłatwiejszego chyba z wyrobów, na który przepis znaleźć można w większości przedwojennych książek kulinarnych, a także w ówczesnej prasie. Mowa o dobrze i nam dziś znanej kiszce pasztetowej. I choć nie należy ona może do najbardziej wykwintnych elementów domowego jadłospisu, nie spotkałam chyba jeszcze osoby, która nie wspominałaby smaku pasztetowej jeszcze z dziecięcych lat. Inna sprawa, że mało kto dziś taką jeszcze kupuje, o ile nie ma się sprawdzonego źródła. Tyle się przecież nasłuchaliśmy o tym, jakie dziwaczne składniki trafiają nieraz w fabrykach do mielonych wyrobów, oraz o sklepach, w których następnie przechowuje się je w nieskończoność maskując jedynie objawy nieświeżości. Tym bardziej, że pasztetowa akurat nie należy do produktów trwałych. Któż by chciał ryzykować!
Ponieważ na przepis natknęłam się tak wiele razy, a dobrej pasztetowej nie jadłam już dobrych kilka lat, postanowiłam zmierzyć się z tym wyrobem w domowych warunkach. Wariantów przygotowania pasztetowej znalazłam w starych źródłach kilka. Jedne zalecały użycie podgardla, inne karkówki a jeszcze kolejne – poprzerastanego boczku. Im mięso tłustsze, tym bardziej smarowny będzie gotowy produkt. Ja użyłam dość tłustej karkówki, wedle zaleceń Marii Disslowej z 1931 roku i efekt, w moim odczuciu, jest znakomity jednak jeśli macie dostęp do innych części mięsa – można śmiało eksperymentować.
UWAGI: Tak przygotowana pasztetowa naprawdę bije na głowę tę ze sklepu, a i my mamy pewność co do jej świeżości i tego, co właściwie wchodzi w skład masy. Największym wyzwaniem będzie oczywiście znalezienie jelit wieprzowych. A ponieważ zawracamy sobie tym wszystkim głowę po to, żeby uzyskać w pełni naturalny, domowy wyrób – polecam trzymać się z daleka od jelit syntetycznych i popytać o te naturalne. Zazwyczaj są hermetycznie pakowane w niewielkich paczuszkach i nie stanowią większego wydatku. Jelita konserwowane są w soli i przed użyciem należy je namoczyć w zimnej wodzie przez ok. 20 minut. Drugą kwestią jest samo nadziewanie kiszek – ja użyłam w tym celu specjalnej nakładki do kiełbas, która była w komplecie z moją maszynką do mielenia co nie oznacza, że z wyrobu pasztetowej trzeba zrezygnować taką nie dysponując. Ponieważ gotowa masa jest kilkukrotnie zmielona i dość rzadka, myślę, że dałoby się napełnić osłonki również za pomocą np. szprycy napełnionej masą choć z pewnością wymagałoby to pewnej zręczności.
Koniecznie dajcie mi znać o rezultatach jeśli zdecydujecie się spróbować!
- 500 g karkówki (można użyć też podgardla lub poprzerastanego boczku)
- 500 g wątróbki wieprzowej
- 120 g słoniny
- 2 jajka
- 1 bułka
- ok 50 g bułki tartej
- cebula
- łyżka stołowa majeranku
- 1,5 łyżki soli
- ziele angielskie i pieprz
- jelito do nadziewania
- Karkówkę, słoninę i wątróbkę podzielić na mniejsze kawałki ok. 5 cm. Wątróbkę zalać zimną wodą do namoczenia. W tym czasie karkówkę parzyć ok. godziny w osolonej wodzie na niewielkim ogniu (temp. ok. 80 C). Na ostatnie 20 minut, dodać odcedzoną wątróbkę i słoninę. Odcedzić, zachowując wywar powstały z parzenia mięsa i ostudzić.
- Cebulę zeszklić (bez rumienienia), bułkę namoczyć w zimnej wodzie, wycisnąć i wraz z cebulą, wątróbką i karkówką zmielić 3 razy. Do masy dodać przyprawy, jajka i tartą bułkę oraz pokrojoną jak najdrobniej słoninę. Masa powinna być dość rzadka - po wymieszaniu składników należy ją rozrzedzić dodając 1/4 - 1/2 szklanki wywaru z gotowania mięsa.
- Jelita namoczyć ok. 20 minut przed użyciem w zimnej wodzie, odciąć na potrzebną długość. Zawiązać z jednej strony i za pomocą nakładki do kiełbas lub szprycy napełniać jelita zostawiając odrobinę zapasu przed zawiązaniem by zapobiec pęknięciu w czasie parzenia. Zawiązać jelito z drugiej strony. Gotowe kiszki parzyć na najmniejszym ogniu (temperatura ok. 80 C) przez godzinę. Po tym czasie, ostrożnie wyjąć z garnka i przelać zimną wodą. Przechowywać w lodówce.
12 komentarzy
dzierlatka
23 stycznia, 2018 at 21:30JELITA MOŻNA NABYĆ NP. TUTAJ: https://sklep.nomart.pl/p/485/14672481/jelita-wieprzowe-kal-28-30-mm-15m-wedzarnia-grill-wedliniarstwo.html
marcinkwiet
12 lipca, 2020 at 19:46Można w nomart a można też w Auchan – mają zasolone i pakowane próżniowo –
Krysia
23 stycznia, 2018 at 22:04A czy można zamknąć taką pasztetową w słoikach?
Szymon
24 stycznia, 2018 at 12:49Tak, jest świetnym smarowidłem do kanapek…ja zazwyczaj jeszcze zalewam z wierzchu smalcem, Wtedy dłużej przechowuje się w lodówce.
Piotr
24 stycznia, 2018 at 10:53nie mogę dodać tu komentarza. Próbowałem 2 razy
Piotr
24 stycznia, 2018 at 10:57Dlaczego jedne wpisy wchodzą a inne nie? Próbowałem już 3 raz i zonk.
Ewa
24 stycznia, 2018 at 18:53Pieke pasztety, robię białą kiełbasę, buchty piecze mój mąż według wiedeńskiego przepisu z Hawelki, pasztetowa zrobię, napewno, pozdrawiam.
Jacek
5 listopada, 2018 at 22:15Ziele angielskie mielone czy w całości??
Marcin
14 kwietnia, 2019 at 20:08Wlasnie wyciagnalem z gara lekko ostygla edna pekla – sprobowalem… No przepyszna, czegoa lepazego daaawno nie jedlem pomimo ze chyba (chyba bo robilem rownolegle tez biala kielbase i mozliwe ze sie pomylilem) zapomnialem ziela, majeranku i pieprzu to efekt meeega. Oraz robilem zarowno kiszke jak i biala pierwszy raz w zyciu wiec no chyba zachorowalem na wlasne wyroby. Po swietach salceson wpada :)
Anonim
17 kwietnia, 2019 at 15:51Mozna uzyc innego miesa oprocz karkówki
Aśka
1 sierpnia, 2019 at 22:51Oj napewno zrobię jak będzie trochę chłodniej dziękuję za przepis od dawna szukałam takiego
Małgorzata
7 czerwca, 2020 at 10:22Pasztetowa smaczna, warta polecenia.